reklama
kategoria: Muzyka
6 lipiec 2019

Lemon: Dopiero odkrywamy

zdjęcie: Lemon: Dopiero odkrywamy / fot. nadesłane
fot. nadesłane
Rozmowa z Igorem Herbutem
REKLAMA
Dla osób, które znają LemON z przekazów medialnych, z radiowych przebojów, album Tu będzie sporym zaskoczeniem. Bo jak na wasz dotychczasowy dorobek, jest to odważna płyta...

LemON miał twórczą przerwę, dlatego, że byliśmy zawaleni koncertami... Ale też w czasie tej przerwy zaczęliśmy szukać innych aspektów w muzyce i rozwinęliśmy się jako muzycy i jako ludzie. Stąd taki kolor nowej płyty. Słuchaliśmy rzeczy, które mają w sobie niesamowitą energię i emocje. Jak Pink Floyd, Led Zeppelin czy The Beatles. To, czego nie znałem jeszcze cztery lata temu, co nie miało dla mnie znaczenia, nagle stało się dla mnie czymś podstawowym. Tu chodzi o doświadczenie... Mam dopiero 26 lat i ponieważ wcześnie zacząłem, dużo dotąd popełniałem błędów. Oczywiście nie chcę być hipokrytą. Wszystkie płyty, jakie nagrałem z LemON, są jakimś zapisem chwili. Tyle w danym momencie miałem pojęcia o muzyce, o technicznych sprawach, o produkowaniu płyt, a teraz mam pojęcie trochę większe. Mam nadzieję, że zawsze będziemy się rozwijać. Może sporo osób nie zrozumie tego, co ostatnio robimy i o czym piszemy, ale wierzę w to, że Tu jest dobrą płytą.

Słyszałem, że praca nad nią zaczęła się w łemkowskiej chacie? 

Ten pomysł zrodził się latem. Napisaliśmy do takiej łemkowskiej rodziny, która ma prawdziwą, drewnianą chatę i tam zrobiliśmy sobie studio. Było pięknie, bo Beskid jest piękny, to zresztą są moje rejony. To było we wsi, z której kiedyś wydalono mojego dziadka. To wszystko jest odczuwalne także w tekstach. Bo tam powstało czterdzieści procent płyty. To jest lewa jej strona. A z prawej strony są Stany Zjednoczone i Nowy Jork. Bo jak już wiedziałem, co powstało w tej chacie, te utwory naznaczone duchem łemkowskim, wybrałem się do Nowego Jorku, by skontrastować to czymś innym. Wybrałem się do Museum Of Modern Art. Prace Warhola (który był zresztą Łemkiem), Dalego, Picassa to oczywiście wspaniałe rzeczy... Ale jak zobaczyłem obraz Numer 1 Jacksona Pollocka, to dopiero byłem zafascynowany. Nie rozumiałem, dlaczego ludzie potrafią stać przed obrazem i wpatrywać się w niego przez pół godziny, do czasu, aż nie zobaczyłem tego obrazu. Oszalałem. Od razu zadzwoniłem do sali prób, wynająłem ją na godzinę i tam po prostu wyrzuciłem z siebie utwór Pollock. Miałem wtedy ciężki okres prywatnie i to też słychać w Pollocku. To było mi bardzo potrzebne. Tam też został skończony tekst do utworu Akapit, który był zainspirowany Cortazarem, jego książką 62. Model do składania. Chciałem, aby teksty na tej płycie były klaustrofobiczne, intymne i trudne, a muza aby była otwarta.

Powiedziałeś, że pracując nad tą płytą, doceniłeś wartość dźwiękowego brudu. Co miałeś na myśli? 

Wszystko nagrywaliśmy na żywo, na analogowych Studerach, które szumią, huczą... Mieliśmy taką sytuację, przy Ostatnim walcu, że nagrywaliśmy go, tak jak inne numery, w całości, od deski do deski. Rubens (Piotr Rubik, gitarzysta – przyp. mk) zagrał tam takie niesamowite solo! Czad. Jak to nagrywaliśmy, Piotr Łukaszewski, który nas realizował w studiu Custom34, spocił się, bo kończyła się taśma. Wcześniej graliśmy take, który miał chyba sześć minut, a ten miał osiem. Bo przedłużyło się solo... Słychać to na płycie, że z ostatnim dźwiękiem kończy się taśma. Tak to zostawiliśmy. Takich brudów i smaczków wynikających z nagrywania na żywo jest więcej na tej płycie. Ustawialiśmy na przykład mikrofony tak, jak nagrywali The Beatles, biorąc pomysły z książki Recording The Beatles. W sposób, jaki dla dzisiejszych realizatorów wydaje się irracjonalny. A jednak to się sprawdza! Tak został zarejestrowany utwór Po. W jednym numerze weszło nam jakieś radio i to też słychać i też jest fajne.

Mówisz o tym, że odkryłeś muzykę Pink Floyd czy Led Zeppelin. Mam wrażenie, że ten floydowy klimat można odnaleźć na przykład w utworze Ostatni walc... 

Tam użyliśmy gitary Lap Steel, jest też granie smykiem... Ale to nie jedyny przykład. W Pollocku jest takie dziwne solo... Trochę psychodeliczne. To też jest Lap Steel i też mi się kojarzy z Floydami. To są rzeczy, które dopiero odkrywamy dla siebie. Robimy muzykę, której sami chcemy słuchać. Ja zawsze lubiłem psychodelię. Już na naszej pierwszej płycie jest numer Wiem, że nie śpisz. On jest taki trochę jazzujący, trochę psychodeliczny, ze wstawką z melodią Komedy z filmu Dziecko Rosemary. Ludzie jednak nigdy nie zwrócili uwagi na ten numer.

Tu jest płytą z kontrastami. Obok wspomnianych bardziej klimatycznych utworów można na niej trafić na Full Moon, pokazujący, że potraficie także grać z niemal punkową werwą... 

To jest trochę taki Queens Of The Stone Age. Co ja mam ci powiedzieć? Lubię to! Lubię się drzeć. To zresztą bardzo fajny numer, z fajnym riffem Rubensa. Czuć w tym także trochę Royal Blood, trochę Jacka White’a. A to są piękne i mądre rzeczy. Niesamowite muzycznie. Dlatego ten utwór ma takiego kopa, co jest zasługą Rubensa i Harry’ego (Tomasz Waldowski, perkusista – przyp. mk), który czasami brzmi jak John Bonham. Podoba mi się także tekst. Ten refren, w którym śpiewam o momencie, gdy umieramy i gdy całe życie przelatuje nam przed oczami.

Moją uwagę zwrócił także utwór Sowa, który we wstępie wprowadza odrobinę triphopowego klimatu, lecz też ma podniosły, majestatyczny rockowy finał... 

Tak, faktycznie jest w tym beacie na początku coś z trip hopu. Ja lubię ten utwór także z powodu tekstu. To był pierwszy numer, jaki wspólnie napisaliśmy w tej łemkowskiej chacie. Ten folk, ta cała słowiańsko-pogańska sytuacja, jest tu obecna. Sowa jako symbol miała skrajny odbiór. Dla niektórych była wcieleniem dobra i supernowiny, a dla innych wręcz odwrotnie, złego omenu. Dlatego niektórzy przybijali sowę do drzwi stodół, aby odgonić złe duchy. Gdyby zobaczył to człowiek, który ubóstwia tego ptaka, to by się przeraził... Później, spłycając to trochę w refrenie, odnosząc się do naszych związków i tego, w co wierzymy, mówię o tym, że może się okazać, że to, co w naszym mniemaniu jest dobre, niekoniecznie może być odebrane tak samo przez kogoś innego.

Rozmawiał: MICHAŁ KIRMUĆ

Wywiad ukazał się w numerze „Teraz Rocka” z kwietnia 2017 roku. Obecnie w sprzedaży dostępny jest lipcowy numer pisma, w którym redakcja sporo miejsca poświęciła takim wykonawcom jak: Disturbed, The Black Keys, Sabaton, King Crimson czy Nocny Kochanek. Pismo dostępne jest w kioskach w całej Polsce oraz na stronie TerazMuzyka.pl.
 
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Kartuzy
3.3°C
wschód słońca: 07:57
zachód słońca: 15:25
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Kartuzach

kiedy
2025-02-01 20:00
miejsce
Antykvariat Cafe, Kartuzy,...
wstęp biletowany
kiedy
2025-02-05 19:00
miejsce
Antykvariat Cafe, Kartuzy,...
wstęp biletowany
kiedy
2025-02-26 19:00
miejsce
Antykvariat Cafe, Kartuzy,...
wstęp biletowany
kiedy
2025-03-22 19:00
miejsce
Kartuskie Centrum Kultury,...
wstęp biletowany